Follow me @

Addicted


Dziecko wyjeżdża na wakacje i dopiero wtedy zdajesz sobie sprawę z uzależnienia i przywiązania. Najpierw uderza w Ciebie dziwna cisza. Nie słyszysz swojego Malucha a i radio/telewizor ściszasz z przyzwyczajenia. Siedzisz wsłuchując się w tykanie zegara i próbujesz wybić sobie z głowy dotychczasowy plan dnia. Serce zastyga Ci na sekundę, gdy widzisz puste łóżeczko i brak porozrzucanych po mieszkaniu zabawek. Snujesz się po kątach, nie wiesz w co włożyć ręce i tęsknisz bezustannie. Nie, to nie oznacza, że jesteś już tylko rodzicem. Jesteś rodzicem przede wszystkim i to najpiękniejszy obrót spraw, jaki mógł Ci się przytrafić. Po przełknięciu tęsknoty wchodzisz w rolę małżonka/kochanka/pracownika/przyjaciela/turysty/wstawprawidłowe, ale nigdy nikt nie odbierze Ci tej pierwszoplanowej, najważniejszej roli. I całe szczęście. Bo skoro tęsknisz, to znaczy że doznałeś prawdziwej miłości.


Summer


7 rano, kawa wypita na tarasie skąpanym w słońcu. Śpiew ptaków i stłumiony warkot kosiarki gdzieś w oddali. Szum kołysanych na wietrze drzew. Obezwładniający zapach mokrej trawy i parujących po nocy polnych kwiatów. Smak świeżo zerwanych z krzaka owoców. Takie lato spotkałam kilka dni temu i takie chce mieć w sercu na zawsze. Bo powrót do miasta potrafi zaboleć i zamydlić oczy wizją, że zgiełk to dzisiejsza nieunikniona rzeczywistość.


Heal someone


Zdarza się, że mam dość, sił brak i najzwyczajniej denerwuję się na swojego synka. Że marudzi bez powodu, że nie daje się uśpić, że wyrzucam kolejną porcję jedzenia bo mu akurat dzisiaj brokuł nie smakuje. Bo przecież ja się tak staram a on tego nie docenia. Bo ja też mam katar a jakoś nie płaczę z tego powodu pół dnia. Bo sił mi brak a cały dwugodzinny spacer muszę go nieść na rękach. Bo kolejny dzień rozpoczęty o 5 rano a w łóżku przecież tak ciepło... Czasem narzekam i się tego strasznie wstydzę. Bo za chwilę myślę o tym, jakie mnie szczęście spotkało. Że wstajemy o piątej w ciepłym mieszkaniu, po nocy przespanej we własnym łóżku. Że mogę syna wziąć na swoje silne ręce i z nim te kilka kilometrów przejść bez problemu, pokazując mu świat. Że to tylko katar. Że marudzi bez powodu - a nie z bólu.


Coraz więcej mówi się w mediach o pomocy potrzebującym. A i tak za mało, bo nieszczęścia na świecie jest tyle, że serce człowieka nie jest w stanie tego znieść. Powiesz: a co ja mogę zrobić, sam nie mam zbyt dużo pieniędzy. Ale wyobraź sobie, że każda osoba przelewa na konto fundacji dobroczynnej choćby 5 zł miesięcznie - to miażdżąca ilość pomocy. SMS, drobny przelew na konto, paczka z ubraniami, rejestracja w bazie Dawców szpiku, oddanie krwi - opcji jest wiele. Pomyśl o swojej codzienności i doceń, że nie musisz teraz siedzieć w szpitalu czuwając nad śmiertelnie chorym dzieckiem. Że nie musisz sprawiać ogromnego bólu chorej na EB córce, podczas codziennej, bolesnej zmiany opatrunków. Że nie musisz umierać z przerażenia błagając innych o pomoc w uzbieraniu pieniędzy na ratującą życie operację. Że nie musisz stać od 4 rano pod ośrodkiem społecznym w kolejce po darmowy chleb dla rodziny. Że budzisz się w kraju bez wojny, bez zarazy, bez suszy, powodzi, tsunami czy dotkliwych trzęsień ziemi. Odczuwasz przez większość życia spokój, podczas gdy inni bez ustanku czekają na pomoc żyjąc w ciągłym strachu...
Pomagajmy - niech to będzie odruch bezwarunkowy.


See the sea


Zawsze marzyłam, by mieszkać w samym centrum miasta. Tętniące życiem ulice zawsze budziły we mnie chęć do działania, wypychały inspiracjami. Uwielbiam usiąść na starówkowej ławce i wsłuchiwać się w zgiełk rozmów przechodniów. Wystarczy założyć buty i po 5 minutach jestem w ulubionym klubie i wsłuchuję się w jazzowe nuty. Wchodzę do klubu na stoczni i zapominam o całym świecie na koncercie. Siadam na fotelu z Mustanga i zdzieram głos przekrzykując tłum. Schodzę po schodach do piwnicznego pubu i piję najlepsze piwo pod słońcem. W bezsenne noce otwieram okno i upajam się szumem pędzących gdzieś aut...


Od jakiegoś czasu jednak od tego uciekam. Pakuję mandżur i wyjeżdzam tam, gdzie turyści nie docierają. Opustoszałe klify, puste dzikie plaże, świst wiatru i  obezwładniający spokój. Szukam takich miejsc chorobliwie i wracam do nich coraz częściej. Tam można pomyśleć, odpocząć. Tam można oddychać.
Starzeję się?


Like father like son


Z tym nie wygrasz, nie ma sensu walczyć. Bo choć wmawiasz sobie w złości, że 'nigdy nie będę taki jak tata/mama', to ostatecznie łapiesz się na tym, że tak samo jak mama drapiesz się po plecach w stresie, czy identycznie jak padre siorbiesz przy jedzeniu rosołu. Można zwalać na geny, ale to raczej ciągłe przebywanie w swoim towarzystwie, wpajanie przyzwyczajeń, zarażanie się nastawieniem do życia. Lucky you, jeśli 'odziedziczyłeś' zdolność do oszczędzania, upodobanie do podróżowania, miłość do instrumentów muzycznych czy ucho odporne na thrash metal. Gorzej, gdy jest to nieopuszczanie deski sedesowej, brak empatii czy rasizm.
Idealnie byłoby, gdyby Nasze dzieci mogły kiedyś powiedzieć "chciałbym być taki, jak moi rodzice". Mieć z kogo brać dobry przykład i iść tą dobrą, utartą już ścieżką. Okazuje się, że jednak możemy mieć jakiś wpływ na to, jak będzie się zachowywać kolejne pokolenie - don't screw it up, Drogi Rodzicu.