Follow me @

Terapia



Można uznać, że blogowanie jest tylko dla ludzi szczęśliwych, spełnionych. Dla tych, którzy znajdują w swoim życiu mnóstwo interesujących, wartych opisania doznań - oczywiście z optymistyczną puentą. Czytelnik wchodzi na bloga, bo chce się pokrzepić, nakarmić umysł kreatywnością, nastroić pozytywnie. Pesymizm jest zaraźliwy, boimy się czytać o złym - to odstrasza i zniechęca.

Jak pisać o feeriach barw jesiennych liści, gdy w sercu kotłuje się smutek.
Jak myśleć o prawidłowej składni, gdy w głowie krzyczą niewymówione krzywdy.
Jak robić pełne światła zdjęcia, gdy nadchodzi chęć, by skryć się w ciemności.

A może to właśnie ma pomagać?
Szukanie słonecznych kadrów w szarej codzienności - nie poprawiając ISO, nie ustawiając sztucznych rekwizytów.
Ukrywanie ściśniętego serca za żebrami sklejonymi z oderwanych od codzienności słów.
Przekonywanie samego siebie, że trzeba szukać pozytywów.

Czasem bywa, że myśli są okropne - wydaje się, że sytuacja jest bez wyjścia, najgorszy scenariusz z możliwych, koniec świata. Jednak gdy chcesz komuś o tym opowiedzieć, spisać i wypunktować aktualne problemy - wszystko wydaje się tak błahe, że nie wiesz od czego zacząć i czy w ogóle zaczynać. "Bo inni mają gorzej". Ostatecznie machasz ręką, przełykasz gulę żalu, mówisz, że masz po prostu gorszy dzień, "nieważne". Czytasz pełen goryczy, dopiero co popełniony przez Ciebie wpis i usuwasz go bez wahania. Wypowiedziane przybiera bowiem zupełnie inną barwę i wagę niż skryte w głowie.

Zatem nie - jeśli ktoś nie mówi/nie pisze o negatywach, to nie znaczy, że jest wiecznie szczęśliwy. On dzieli się swoimi smutkami na etapie nieopublikowanej wersji roboczej - czy to na blogu, czy na kartce, czy nawet we własnej głowie.

Ot taka darmowa terapia.