Uwielbiam te dni. Kiedy możemy po prostu być. Razem. Bez planów na dzień, bez konieczności zerkania na zegarek.
Gdy budzimy się, ale nie ruszamy się z łóżka.
Gdy okruszki ciasta turlają się po kanapie i nikomu to nie przeszkadza.
Gdy nie możemy powstrzymać się od uśmiechu, spoglądając na siebie ukradkiem.
Gdy pieczemy w pidżamach słodkie bułki na śniadanie, leniwie przeciągając się co minutę - bez spiny, że coś się nie uda, nie wyrośnie.
Gdy możemy leżeć bez końca i kraść sobie nawzajem dech, od zachłannego tulenia.
Gdy nikt nie narzeka, że oglądamy już kolejny film, a przecież w zlewie leżą brudne gary.
Gdy zaczerpnięcie świeżego powietrza to niezaplanowany spacer na plaży.
Gdy możemy myśleć tylko o sobie.
Cudownie. Aż chce się tego samego. I myślę że jednak dam radę. Bo złote klatki raz na jakiś czas zamykane nie są złe.
OdpowiedzUsuń