Staram się doceniać wiedzę i doświadczenie otaczających mnie
ludzi. Łatwiej kroczy się przez życie unikając błędów popełnionych przez
innych, błędów, przed którymi jesteśmy przestrzegani. Warto przyjrzeć się
czyjemuś życiu i decyzjom przez niego podjętym. Szczególnie przydatne jest to w
momencie nadchodzących ważnych zmian – np. w momencie narodzin dziecka. Spada
na nas odpowiedzialność za życie małego człowieka i nadchodzi oczekiwanie, że
będziemy działać książkowo, że będziemy idealnymi rodzicami. Pomoc jest nieoceniona, ale jednak nie zawsze potrzebna.
Katastrofą byłoby dopuszczenie do kilkugodzinnego płaczu
dziecka, do odparzeń, do kataru czy innego kaszlu. Nie do pomyślenia, gdy
zaniedbamy mieszkanie, bo ze zmęczenia nie wytrzemy kurzu z półek czy zostawimy
brudny garnek w zlewie. O matko, co to to nie, lepiej posłuchajcie rad
mamy/babci/sąsiadki/koleżanki, one przecież już to wszystko przeżyły i wiedzą
najlepiej, co, jak i kiedy masz zrobić. „Jesteś młoda, niedoświadczona i to
oczywiste, że będzie Ci ciężko. Będziesz obolała, zmęczona, zirytowana i
prawdopodobnie wpadniesz w depresję poporodową, więc z pewnością będziesz
potrzebowała pomocy”. Partner jest w tym momencie całkowicie pomijany –
przecież pracuje, musi się wysypiać w nocy i nie można mu zawracać głowy dodatkowymi
zajęciami. Myślenie rodem z czasów ubezwłasnowolnienia kobiet. Wizytę zaraz po
porodzie zapowiada zatem mama/babcia. Pociesza, że we wszystkim pomoże, że nie
będziesz sama, że wszystkiego nauczy i w ogóle niczego się nie bój – damy radę.
Szczerze? Ta cała oferowana pomoc sprawia, że zaczynam się bać. Bo
najwidoczniej żyłam w błędnym przekonaniu, że najlepiej uczyć się na własnych
błędach, że należy dotrzeć się nawzajem ze swoim dzieckiem. Że odruchy
macierzyńskie przychodzą naturalnie. Że dwoje dorosłych ludzi jest w stanie
zaopiekować się małym Cudem. Tak, najwidoczniej się mylę. Nic tak bardzo nie
demotywuje jak zasiewanie w umysłach wątpliwości
Wszystkie chodzące ‘dobre rady’ wklepują nam do głowy zasady
pielęgnacji (co rada to inna opinia), karmienia, usypiania i ubierania Malucha
na mroźny spacer. Dziękuję, zanotowałam, będę próbować w praktyce. Słucham
głęboko oddychając, układając myśli na półce, aby w razie potrzeby móc do nich
zajrzeć. Nie daję się wyprowadzić z równowagi i wmówić sobie, że bez pomocy nie
dam sobie rady. Wierzę, że receptą okaże się opanowanie. Każda „Dobra Rada”
miała okazję, aby wykazać się jako matka – doceniam ich doświadczenie i cenię
sobie ich porady. Niech dadzą jednak szansę na to, aby każda mama mogła być
sobą i sama budowała własne doświadczenie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz