No i stało się – zyskaliśmy nowego lokatora! Nowina niezbyt
świeża, gdyż Kostek jest z Nami już od 6 tygodni. Tak, dopiero teraz udało mi
się znaleźć chwilę tylko dla mnie i laptopa. A i tak jest to możliwe tylko
dzięki mężowi, który akurat zajmuje się Młodym.
Nowy mieszkaniec okazał się bardziej absorbujący niż
przypuszczałam. W tym momencie pragnę złożyć hołd, ukłonić się najniżej jak
tylko mogę, wycałować stopy wszystkim matkom. Zwracam honor każdej kobiecie,
która ostrzegała mnie przed trudem opieki nad noworodkiem. Żyłam w mylnym
przeświadczeniu, że przyjęcie noworodka pod własne skrzydła to pikuś, bułka z
masłem. Że przecież on będzie tylko jadł i spał, usypiać będzie się sam – z objedzenia.
Jeszcze będąc w ciąży odrzucałam oferowaną przez mamę pomoc, powtarzając jak
mantrę, że dam sobie świetnie radę. Poza opieką nad brzdącem nie będę miała
przecież żadnych innych obowiązków – co to dla mnie! Dziwiłam się, gdy inne
mamy narzekały na totalny brak czasu dla samych siebie, nawet na umycie włosów
czy zjedzenie śniadania. Myślałam wtedy – „co za słabizny, przecież wystarczy
dobra organizacja czasu”. Planowałam, że pomiędzy karmieniami będę realizować
pasje, przeczytam rekordową liczbę książek. Żyć nie umierać, high life! Depresja
poporodowa?! Jakiś wymysł. Jak można mieć negatywne myśli, gdy otrzymuje się od
losu takie Cudo..
Rzeczywistość zweryfikowała wszystkie oczekiwania. Przez
pierwszy miesiąc nie miałam czasu ani siły na przeczytanie najmniejszego
artykułu w gazecie. Zapomniałam, że istnieje coś takiego jak śniadanie czy
konkretny obiad. Łzy były moim permanentnym makijażem. Sytuację pogorszył okropnie
ciężki poród i dalsze komplikacje połogu. Pomoc każdej osoby do teraz jest dla
mnie zbawieniem – proszę o nią głośno i wyraźnie, o co nigdy bym siebie nie
podejrzewała. Jest ciężko, cholernie ciężko. Najgorsze było chyba pogodzenie
się z faktem, że dawny brak zobowiązań nie powróci. Głos rozsądku przemówił do
mnie dopiero, gdy przywykłam do zmęczenia i nauczyłam się drzemać na stojąco… Nic
już nie będzie takie samo, racja. Będzie jeszcze lepsze! Narodziny własnego
dziecka to największe Szczęście świata, niezaprzeczalnie. Brak snu i
przemęczenie to tylko dowód na to, że spełniło się Nasze marzenie. Przepełnia
mnie ogromna duma, że mogę doświadczać macierzyństwa. Pierwszy uśmiech Kostka
był wspaniałym doznaniem, rozpłakałam się ze szczęścia. Widok śpiącego dziecka
w ramionach Mężczyzny potrafi rozbroić i rozbraja mnie tak codziennie. Pomimo wszystkich
trudów, już miesiąc po porodzie zaczęłam planować kolejną ciążę.
Tak – kobiety są
szalone!